środa, 24 października 2012

The Innocent

Śmierć.
To koniec i początek. W zależności od religii śmierć przedstawiana i nacechowana jest inaczej, jej symbolika jest tak ogromna, że czasami ciężko ogarnąć wszystko człowieczym umysłem.
Mang o śmierci znam niewiele. Nie wliczam w ten gatunek wszelakich horrorów, bo śmierć w nich przedstawiona mnie nie kręci, mówiąc językiem współczesnym: nie jara mnie to. Nie widzę nic artystycznego czy zabawnego w rozrywanych ciałach, tak jak nie kręcą mnie zdjęcia ze Smoleńska.
Na polskim rynku JPF wydało Death Notes, ale nieszczególnie ten tytuł przypadł mi do gustu (chociaż temat bardzo mi się podoba).

Studio JG, to po JPF i Waneko, najlepiej prosperujące wydawnictwo i ostatnio każda nowość wyjątkowo mnie cieszy. Tak też było z wydaniem w roku 2011 "The Innocent" KO Yasung.






W internecie niewiele wiadomo o tej rysowniczce. Pisze sama scenariusze, rysuje. Wydała kilka tytułów: The Innocent, Stigma, Under the glass moon. I jest Koreanką, tworzącą Manhwę, czyli mangę, która została narysowana poza granicami Japonii, a dokładniej w Korei. Niby to logiczne, ale dość problematyczne, bo bardzo często Otaku nie uznają takich prac i Manhwa na świecie ma złą sławę, uznawana jest za słabą imitację, próbę podszycia się pod "prawdziwe" mangi. Nie mnie to oceniać, osobiście lubię niektóre komiksy, zarówno z Chin, jak i Korei.
Wracając do tematu. Ani okładka, ani tym bardziej sam tytuł nie zdradzają czytelnikowi prawdziwego tematu tej mangi. Bo kto by przypuszczał, że przystojny blondyn z okładki okaże się duszą, która jest na tyle zbuntowana i nieposłuszna, by rozwiązać zagadki kryminalne na Ziemi. To tyle z treści, bo nie lubię spoilerów. Dodam tylko, że Ko w umiejętny sposób wyważyła symbolikę śmierci z dynamiczną fabułą, nie ma przegadanych kadrów czy zbędnych postaci.

Kreska Ko jest prawie doskonała. Główny bohater to 100% facet, walczy, pali i pewnie nieźle całuje (chociaż te dwie ostatnie czynności w rzeczywistości się często wykluczają). Każdy kadr jest dopracowany, ruchy ciał postaci są realistyczne, wszystko jest bardzo przyjemne dla oka.
Tak samo doskonałe jest wydanie. Długo można zachwalać wydania JG za ich wizualność, estetykę. Papier jest świetnej jakości, okładka miła w dotyku, są kolorowe strony.
Jedynie szkoda, że jest to One Shot.

środa, 10 października 2012

Princess Ai


Na polskim rynku mangowym co jakiś czas pojawiają się nowe wydawnictwa, kusząc swoimi tytułami, które przeważnie pozostają jedynie planem wydawniczym.
Wydawnictwo Kasen było właśnie takim przebiśniegiem, ale w porównaniu do innych sezonowych kwiatków, zdążyło wydać kilka pozycji, a nie jedną.

Ja z tego wydawnictwa posiadam jedynie Princess Ai i mam mieszanie uczucia co do tego tytułu.

Princess to manga inspirowana twórczością Courtney Love. Nigdy nie byłem fanem żony Cobaina, nie śledziłem jej pokręconego życia, nie przeżywałem jej tekstów. Dlatego zdziwiło mnie, że Japończycy postanowili oprzeć rysunki i fabułę na życiu i twórczości Love. Ale również z tego powodu kupiłem tę mangę.
W Princess Ai jest wszystko: rock and roll, anioły, demony, styl kawaii, długonogie sweet laski i smukli bishoneni. Kreska  Misaho Kujiradou zachęca do śledzenia losów pokręconej rockmenki, ale to chyba jedyny pozytywny aspekt tej mangi. Postać Ai co chwila zmienia stroje, fryzury. Jej skrzydła trzepoczą na wietrze..Wszystko jest bardzo poprawne.
Czegoś mi jednak brakuje.
Wydaje mi się, że cała fabuła jest przeładowana, niekiedy zbyt infantylna. Ktoś chciał umieścić w dwóch tomach wszystkie pomysły amerykanki, która sama do łatwych nie należy. Może to właśnie ilość tomów jest przyczyną złego odbioru. Gdyby rozbić całą historię na przynajmniej 8 tomów, fabuła byłaby zrozumiała.

Czy polecam?
Tak, dla samej kreski.
Nie, dla wymagających.

Znalezione.

Nabari no Ou.
Przypadkowo natknąłem się na tę serię wczoraj. Kreska podoba mi się bardzo i myślę, że fabularnie też będzie do zniesienia. Jak uda mi się zdobyć serię Anime to zdam krótką relację, czy opłaca się w ogóle inwestować w to czas.



Sailor Moon.
Dwa pierwsze arty to ,podobno, nigdzie nie publikowane ilustracje, które odnaleziono po latach ;) Rei i Minako w czarnych mundurkach prezentują się wybitnie, ale Usagi w pianie już mniej.


Poniżej trochę fanowskiej twórczości, którą osobiście bardzo lubię.





Tylko samej Naoko udaje się rysować Harukę, która nie wygląda na skończoną trans. Te dwa arty jednak udowadniają, że Naoko ma konkurencję :)




Oryginalne Sailor Moon w wersji "na tapetę". Rysownicy do serii anime zmieniali się co chwila, jednak ja lubię najbardziej tę kreskę poniżej. Najlepsze proporcje i dojrzałość.


Cały świat czeka na chociaż jednego newsa w sprawie reanimacji Sailor Moon. Na razie Japonia milczy. Czy Sailor Pluton zapowiada nową erę Sailor Moon?
Clamp.
Od jakiegoś czasu Clamp robi się monotematyczny. Czyżby skończyły się pomysły?
Poniżej plakat reklamujący Clamp Festival 2012.


A na koniec trochę Yaoi. Gra komputerowa o wyjątkowo dobrej kresce.

Lamento: Beyond the void.



 

sobota, 6 października 2012

Tenchi Muyo Okuda Hitoshi

Pamiętacie Animegaido?
Format A4, cieniutki, na słabym papierze, ale kolorowy i pełen obrazków z anime i mang. Totalna historia, prehistoria. Ale to dzięki temu magazynowi poznałem serię o Tenchim. Najpierw Anime, kilka lat później, na jakimś konwencie, mangę.

Tenchi Muyo jest jedyny w swoim rodzaju. Teraz takich tytułów już się nie robi. Zabawnie infantylny, naszpikowany dowcipem słownym, gagami, ale w porównaniu z obecnymi "naśladowcami" nie jest głupi i potrafi na prawdę wzruszyć.

Psim swędem udało mi się zdobyć 3 tomiki mangi o Tenchim kreski Okudy Hitoshi "No need for Tenchi".


Całość liczy 12 tomów, częściej można zdobyć wydania zeszytowe, amerykańskie. Ale co japońskie to japońskie i w tomiku.
Kreska Okudy jest charakterystycznie mangowa..duże głowy, oczy na pół twarzy, przedziwne fryzury. Talia osy i kanciaste dłonie. Wszystko ma swój urok i jest całkowicie dopracowane. Taki styl wcale nie przeszkadza w budowaniu klimatu. Zdecydowanie wolę wersję mangową niż anime, ponieważ animacja jest zbyt płaska, plastikowa i niekiedy mam wrażenie przesłodzenia kolorami i teksturami. Kreska kawaii często wymaga papieru, czerni i bieli. Nie ma nic gorszego niż słodziutka i plastikowa animacja ociekająca lukrem, serduszkami i kwiatkami.

Jeśli ktoś potrafi robić zakupy na Amazonie albo innych, zagranicznych portalach aukcyjnych to ja się chętnie uśmiechnę do zbiorowych zakupów mangowych:)











piątek, 5 października 2012

Vampire Princess Miyu PL.


 Są mangi, których po prostu nie wypada nie mieć.

Miyu, złotooka strażniczka, w dzisiejszych czasach ery wampirów nie znalazłaby dla siebie miejsca. Jest za cicha, za dorosła, zbyt statyczna w porównaniu do swojej "żywiołowej" koleżanki Belli.
Ale wobec Miyu nie można być obojętnym. Z tomu na tom dowiadujemy się coraz więcej o jej życiu, poznajemy tajemnice i mroczne historie.
Oczywiście jest też Larva..Niech się schowa każdy wampir z pamiętników i innych sag. Tylko Larva i zawsze Larva! Nikt tak nie kocha z ukrycia i w ciszy.

Jestem wielkim fanem kreski Narumi Kakinouchi. Wybitna rysowniczka o lekkiej kresce jak kaczy puch. Jej wampiry mają klasę, smukłość. Poszczególne kadry są pięknie skomponowane, niekiedy przenikają się wzajemnie tworząc efekt powolnej animacji. Uwielbiam to. To stara szkoła rysunku, która obecnie umiera przez dominacje komputerów.


Niestety, nie mam całej serii. Staram się zdobyć pozostałe tomy, czasami się udaje, czasami nie. Trochę szkoda, że JPF nie kontynuuje serii albo innych mang, w których Miyu również bywa. 

Mam jednak pewne zastrzeżenia co do sposobu wydania, a zwłaszcza do jakości druku. Nie dość, że czasami się rozmazuje, to jeszcze strony są niedbale drukowane. Kreska Narumi wymaga odpowiedniego papieru i, tak jak w przypadku grupy Clamp, odpowiedniej techniki nakładania tuszu. Szarości to szarości, a czernie to czernie. W przypadku wydania polskiego wszystko jest jednolite, czarne jak cholera, albo wręcz odwrotnie, wybielone (z braku farby?).
Dziwne jest też tłumaczenie. Jako polonista zwracam uwagę na sens zdania (błędy innego typu czasami umykają mojej uwadze). Opowieść o Miyu nie jest gatunkiem łatwym i akurat warto było trochę przysiąść nad tłumaczeniem, a nie tłumaczyć chamsko z angielskiego albo niemieckiego.

Pomimo pewnych uwag warto mieć Miyu w swoich zbiorach.

Satoshi Urushihara Cell Works and Venus Artbook



Posiadanie artbooków było zawsze moim wielkim marzeniem. Zwłaszcza do mang, które lubię i autorów, których cenię. Marzenia ziściły się w momencie, gdy zacząłem sam zarabiać na siebie, bo niestety, japońskie artbooki są dość drogie. Ale nie żałuję ani jednej złotówki wydanej na te zbiory ilustracji.

Za co lubię artbooki? Za wyjątkowe wydania, za kredowy papier, ilustracje, których wcześniej nigdzie w mangach nie widziałem, za kolory i detale.

Artbooki Satoshiego w zasadzie niewiele się od siebie różnią. Zwłaszcza te najnowsze, które już aż do przesady ociekają karykaturalną seksualnością i nie mają w sobie nic ze sztuki. Ale Cell Works i Venus to jedne z pierwszych publikacji tego autora i te akurat najbardziej cenię.
Oba artbooki zawierają ilustracje do Lemner, Chirality, Plastic Little i do pierwszych zmagań Urushihary z grami komputerowymi. Są piersi, są nagie ciała, jest erotyka, ale wszystko jeszcze dość delikatne, mniej agresywnie dominujące w całości jego zbiorów. Miło jest popatrzeć na Lemner na kredzie, analizować każdy blink w jej oczach, śledzić kształt jej ciała..Satoshi to stary heterycki zboczuch, więc facetów nie uświadczysz, chyba, że w roli tła do wielkich i jędrnych piersi kobiecych. To jeden z minusów jego twórczości-monotematyczność, dlatego uważam, że warto nabyć tylko te dwa artbooki.