piątek, 28 grudnia 2012

Sailor Moon i ja. Rzut okiem na zbiory.


Sailor Moon.

Moja fascynacja tym tytułem jest tak duża, że nie wiem od czego zacząć.
Czas tak szybko płynie, że nie pamiętam, kiedy obejrzałem pierwszy odcinek Czarodziejki z Księżyca w Tv. Byłem mały, chodziłem do podstawówki (może była to 4, a może 6 klasa). Wcześniej oglądałem anime na Polonii 1 (Gigi, Pojedynek Aniołów). Po emisji Sailor Moon dostałem totalnego szału na punkcie tego anime.
Zbierałem wszystko co miało związek z anime bądź mangą o Czarodziejkach.
Pierwsze było Animegaido i Kawaii:




 To była czysta ekstaza stojąc pod kioskiem i czekając, aż Pan z Kiosku poda mi świeżutki numer. Niosłem go do domu jak relikwię, palcami czułem lakierowaną, śliską okładkę i oczami wyobraźni widziałem wszystkie cudowności, jakie miały czekać na mnie po przyjściu do domu i zagłębieniu się w lekturze. Każdy początkowy numer posiadał coś o Sailorkach. Opis postaci, kolejnych odcinków, filmów pełnometrażowych, muzyki, strojów, ataków...Niezliczone ilości zdjęć do inspiracji, a potem kopiowania na kalkę kreślarską (o tym zjawisku kiedyś napiszę osobno).

Z czasem do magazynów zaczęto dodawać plakaty:


Ale to dopiero, gdy w kiosku pojawił się pierwszy tomik Sailor Moon by Naoko Takeuhi. Teraz pielgrzymki do kiosku odbywały się po dwie relikwie, a nawet trzy, bo w tym samym czasie Wielkiego Bumu na Sailor Moon ukazał się album i naklejki!




Nigdy nie udało mi się skompletować całości. Nie miałem się z kim wymieniać naklejkami, a jedno opakowanie nie było wcale takie tanie.

Manga okazała się równie dobra co Anime. Piękna kreska, Sailorki takie smukłe, kadry bogate. I nawet nie przeszkadzało mi, że tłumaczenie kulało. Byłem na to za młody, by zwracać uwagę na takie detale. Pisałem do JPF'u listy jacy to są wspaniali i cudowni i na jednej z kopert umieściłem głowę Usagi wg mojego projektu. W następnym tomiku zobaczyłem moje imię i nazwisko i ową głowę. Był szał. TOTALNY SZAŁ!


 JPF wydawał pierwsze kilka tomów w miękkiej okładce, bez dodatków. Dopiero od tomu 12 zaczęły się pojawiać kolorowe strony, dokładnie jedna na samym początku. Takie mini plakaciki, które ostatnio widziałem na Allegro. Ktoś je wyciął z mangi! Profanacja!


Po lewej stronie okładka lakierowana, po prawej miękka.
Poniżej mini plakat.


Wraz z dodatkami spadała jakość tomików. Zwłaszcza klejenie, które podczas lektury pękało.


Nigdy nie udało mi się zdobyć artbooków do serii. Przeoczyłem kilka licytacji, a obecnie ceny są porażające i nie warte uwagi.

Obsesja trwała nadal. Terroryzowałem rodzinę by kupowała mi figurki, karteczki, piórniki, zeszyty..i całą masę gadżetów związanych z Czarodziejką. Doszło nawet do tego, że wybłagałem u sprzedawcy w sklepie puste pudełko po lizakach.



Wszystko made in china, tanie, słabej jakości, ale w tamtym czasie najcenniejsze. Prawy dolny obrazek to owe pudełko po lizakach. A poniżej figurki. Chińskie, więc pomalowane na oślep, oczy na policzkach, koślawe rączki i nóżki.








Pluszowa Sailorka, nabytek minionego konwentu. Całkiem świeża i milutka :)


Będąc świadomym zbieraczem kupuję już tylko to, co uważam za ulubione i ładne. Chociaż i w tym przypadku Ami ma krzywą rękę..


Pewnie gdybym pogrzebał głębiej w moich pudłach, to znalazłbym zaginioną Uranus-breloczek i kilka innych gadżetów. W porównaniu z fanami z USA moje zbiory to pikuś. Ale nigdy nie dążyłem do obudowania się pudełkami i wydawania majątku na lalki i pałeczki Sailor Moon. Obecnie najcenniejsze są dla mnie mangi i pierwsze zeszyty Kawaii.

Ale warto było. Nie żałuję.

piątek, 14 grudnia 2012

Pandora Hearts






Mangowy rok 2012 obfitował w kilka dobrych nowości. Jedną z nich jest Pandora Hearts autorstwa Jun Mochizuki. W grudniu na półkach pojawił się drugi tom.

Historia w pierwszym tomie jest dość chaotyczna, co może powodować zniechęcenie tym tytułem, jednak mnie przekonują zarówno rysunki, jak i zwykła ludzka ciekawość, kto jest kim i po co, a to już dużo, bo większość mang nie przechodzi nawet tej, skromnej selekcji pierwszej.


Mamy zatem głównego bohatera, Oza Vessaliusa, blond 15-latka, który z początku wydaje się wyjątkowo naiwnym matołkiem, i jego służącego, Gilberta Nightray'a, 14-latka, który boi się kotów i częściej wygląda jak mała brunetka.
Pewnego dnia, podczas zabaw w ogrodzie, chłopcy wpadają do grobowca i znajdują w nim zegarek. Od tego momentu nic nie jest takie oczywiste i akcja nabiera tempa. 

To mi się w tej mandze podoba, każda kartka miesza mi przemyślany schemat myślenia, niekoniecznie zaskakuje, ale po przeczytaniu pierwszego tomu miałem od razu ochotę na drugi.
Tom nr 2 pozostawił w mojej głowie jeszcze więcej znaków zapytania. Nadal trochę nie rozumiem o co chodzi w tych Łańcuchach I kim tak na prawdę jest Alice, ale przynajmniej wiem, że Gilbert wyrośnie z bycia małą brunetką i stanie się prawdziwym bishonenem.

Do tej pory ukazało się 18 tomów, więc wszystko przed nami. Okładki są utrzymane w tym samym klimacie, co podnosi wartość całości jako serii.
W polskim wydaniu brakuje mi jedynie większej ilości kolorowych kartek, ale liczę, że może kiedyś Waneko wyda artbook do tej serii. Innych uwag do wydania nie mam, zwłaszcza, że lubię takie matowe miękkie obwoluty i historyjki pod nimi ukryte :)