Śmierć.
To koniec i początek. W zależności od religii śmierć przedstawiana i nacechowana jest inaczej, jej symbolika jest tak ogromna, że czasami ciężko ogarnąć wszystko człowieczym umysłem.
Mang o śmierci znam niewiele. Nie wliczam w ten gatunek wszelakich horrorów, bo śmierć w nich przedstawiona mnie nie kręci, mówiąc językiem współczesnym: nie jara mnie to. Nie widzę nic artystycznego czy zabawnego w rozrywanych ciałach, tak jak nie kręcą mnie zdjęcia ze Smoleńska.
Na polskim rynku JPF wydało Death Notes, ale nieszczególnie ten tytuł przypadł mi do gustu (chociaż temat bardzo mi się podoba).
Studio JG, to po JPF i Waneko, najlepiej prosperujące wydawnictwo i ostatnio każda nowość wyjątkowo mnie cieszy. Tak też było z wydaniem w roku 2011 "The Innocent" KO Yasung.
W internecie niewiele wiadomo o tej rysowniczce. Pisze sama scenariusze, rysuje. Wydała kilka tytułów: The Innocent, Stigma, Under the glass moon. I jest Koreanką, tworzącą Manhwę, czyli mangę, która została narysowana poza granicami Japonii, a dokładniej w Korei. Niby to logiczne, ale dość problematyczne, bo bardzo często Otaku nie uznają takich prac i Manhwa na świecie ma złą sławę, uznawana jest za słabą imitację, próbę podszycia się pod "prawdziwe" mangi. Nie mnie to oceniać, osobiście lubię niektóre komiksy, zarówno z Chin, jak i Korei.
Wracając do tematu. Ani okładka, ani tym bardziej sam tytuł nie zdradzają czytelnikowi prawdziwego tematu tej mangi. Bo kto by przypuszczał, że przystojny blondyn z okładki okaże się duszą, która jest na tyle zbuntowana i nieposłuszna, by rozwiązać zagadki kryminalne na Ziemi. To tyle z treści, bo nie lubię spoilerów. Dodam tylko, że Ko w umiejętny sposób wyważyła symbolikę śmierci z dynamiczną fabułą, nie ma przegadanych kadrów czy zbędnych postaci.
Kreska Ko jest prawie doskonała. Główny bohater to 100% facet, walczy, pali i pewnie nieźle całuje (chociaż te dwie ostatnie czynności w rzeczywistości się często wykluczają). Każdy kadr jest dopracowany, ruchy ciał postaci są realistyczne, wszystko jest bardzo przyjemne dla oka.
Tak samo doskonałe jest wydanie. Długo można zachwalać wydania JG za ich wizualność, estetykę. Papier jest świetnej jakości, okładka miła w dotyku, są kolorowe strony.
Jedynie szkoda, że jest to One Shot.