piątek, 4 sierpnia 2017

Wakacje 2017 czyli mangowe zakupy.


W tym roku wakacje są, a jakby ich nie było. Żar leje się z nieba i tylko wieczory i noce pozostają, aby funkcjonować. Aby cokolwiek robić, skupić na czymś myśli. Dlatego zakupy w te wakacje ograniczyłem do minimum.
Wyszło mi to na dobre. Przy tak wielu mangach można się często naciąć na piękną okładkę, rwący opis, jak potok w górach, a gówniany środek. Takim rozczarowaniem okazała się manga "Najlepsza na świecie". Wiecie już dobrze, że lubię dziwne tytuły, pokręconą treść, mangi od czapy. Szkolne życie i jego okruchy mnie nie wciągną, nie wzruszą. Musi się coś dziać,  kreska ma mnie powalić na kolana, a każdy kadr może być powiększony i zawieszony na ścianie. Tego się spodziewałem po dziewczynie z rolki papieru toaletowego.
Otrzymałem coś, co pewnie śmieszy 14latków, bo jest trochę o fekaliach, trochę o cyckach, masturbacji. Nic przecież tak nie śmieszy, jak żart o kupie. Wszyscy się śmieją, lecz nie ja. Gdyby jeszcze manga była pięknie narysowana. Dałbym radę. Nie przeszkadzałby mi fakt, że główna postać tak często zmienia proporcje, że postaci siedzą na toalecie bez opuszczonych spodni, nawet układ czytania-słupkowy, byłby do przeżycia.
Wydawnictwo Kotori najwidoczniej chce odejść od klimatu yaoi proponując mangę dla zdrowych, heteroseksualnych chłopców. "Najlepsza na świecie" ma za zadanie otworzyć wydawnictwu drzwi do "normalnych tytułów", jakby nadal mangi yaoi były czymś, co czyta się pod kocem i zdobywa na czarnym rynku. Oby otwarte drzwi nie przyniosły samych przeciągów i zapalenia ucha środkowego.

Trochę lepiej czytało mi się "Pocałuj jego, kolego". Manga jest zabawna, ładnie narysowana, gagi są w tych momentach, w których być powinny. Fabuła robi się nudna dopiero wtedy, gdy całość kręci się dookoła randkowania. Może ja już po prostu z tego wyrosłem, że takie przepychanki mnie już nie śmieszą? Kto wie..ale daję szansę na trzeci tomik.

Moim absolutnym faworytem jest "Ten Count" i zagmatwana, seksualna relacja między dwoma przystojniakami. Czwarty tomik staje się już maksymalnie perwersyjny i boję się pomyśleć, na co wpadnie autorka w kolejnych tomikach, a wiadomo, że cały czas pracuje nad kontynuacją serii. Jest to też gorący tytuł na świecie i wiele mangowych yaoicowych fanclubów oszalało na punkcie tej mangi. Ja też!

Na deser "Strażnik domu Momochi" tom 10. Chciałbym mieć tę mangę w wersji Omnibus (wiem, nic takiego jeszcze nie powstało z tym tytułem), bo każdy kolejny tomik wydaje mi się być cieńszy od poprzedniego i niedługo będziemy mieć już tylko okładkę i dwa rozdziały. Mimo objętości wciągam się w ten świat demonów i ich strażnika i ciągle chcę więcej i więcej. 





Niedługo Festiwal Gier i Komisu w Łodzi i mam nadzieję, na dobrobyt, fortunę z nieba i udane zakupy. Ale to dopiero 15 września.

Do zobaczenia!